We wczorajszym numerze DŁ p. red Mieczysław Darda przypomniał wydarzenia z pierwszego miesiąca mojej pierwszej kadencji na stanowisku Prezydenta Miasta. Przez Panią Prezes Fundacji „Krwinka” zostałem namówiony do wystawienia na licytację „Jednego Dnia na Stanowisku Prezydenta” i do przekazania dochodu na rzecz Fundacji. Postanowiłem zwielokrotnić sumę poprzez przekazanie na ten cel dochodu z licytacji luksusowego auta nabytego przez jednego z moich poprzedników z SLD. Łodzianie powszechnie uważali, że auto jest nadmiernie „wypasione”. Rzecz stała się głośna i swój udział w przetargu zapowiedział Jerzy Urban. Nie ukrywał, że bardziej niż wspomożenie „Krwinki” interesuje go upokorzenie „tego solidarucha”, czyli mnie. Tę intencję ogłosił publicznie. Moi przyjaciele w UMŁ i w Łódzkim Porozumieniu Obywatelskim zaczęli zbierać pieniądze, by pokonać milionera. Swój udział w „akcji ratunkowej” zgłosiła także p.prof. Barbara Hanuszkiewicz z ASP. Ale do licytacji zgłosił się p. Witold Skrzydlewski i przebił ofertę Urbana. Byłem zdziwiony, bo wprawdzie jego córka Joanna była w gronie moich najbliższych współpracowników, ale moje relacje z p. Skrzydlewskim były żadne. Wybrałem się z p. Witoldem Skrzydlewskim do siedziby Fundacji. Po spotkaniu z tamtymi chorymi dziećmi, po wyjściu z lokalu ten twardy przecież przedsiębiorca, nawykły z tytułu zawodu do stałych kontaktów z ludzkim nieszczęściem, ocierał łzy. Stwierdził tylko, że „to był najlepszy wydatek w jego życiu i nie chodzi o ten samochód.”
Jerzy: https://jerzykropiwnicki.wordpress.com/
6 października 2022
- Blog
- Zaloguj się lub Zarejestruj by móc dodać komentarz