Skip to main content

Rosja i Zachód wcale nie są skazane na wieczny konflikt

portret użytkownika Jacek Łukasik

W Polsce, od czasów unii z Wielkim Księstwem Litewskim, prawie zawsze postrzega się Rosję jako zagrożenie, zazwyczaj największe i tylko w krótkich okresach na pozycję głównego wroga awansował ktoś inny. Potwierdza się to, co w jednym z poprzednich artykułów pisałem o fatalnych następstwach unii Polski z Litwą.

Jeśli nawet Niemcy, jak podczas ostatniej wojny, grozili naszemu narodowi biologiczną zagładą, to i tak wielu niemądrych Polaków nie uważało tego stanu na powód to tego by przestać patrzeć na Rosję z mniejszą obawą. To widać także i obecnie, kiedy Tusk, podczas rocznicowych uroczystości na Westerplatte, bredzi, że „ta wojna znowu przychodzi od wschodu”.

Polacy przyjęli też uważać, że Rosja jest głównym zagrożeniem dla Europy i cywilizacji w ogóle. Warto zatem się zastanowić, czy i inne państwa i narody europejskie mają na tę kwestię podobny pogląd i relacje Rosji z państwami położonymi dalej na zachód także miały konfrontacyjny charakter.

Ograniczymy się w naszych rozważaniach tylko do ostatnich 300 lat, czyli okresu kiedy od czasów panowania Piotra Wielkiego Rosja wchodziła w interakcje z większością państw Europy i stała się istotnym czynnikiem równowagi sił, a nie tylko, jak było wcześniej, egzotycznym tworem gdzieś daleko na północy, gdzie mało kto docierał, a pisemne relacje stamtąd przypominały opisy podróży Marco Polo do Chin.

Spoglądając na te ostatnie 300 lat stosunków Rosji i państw Europy Środkowej i Zachodniej to zauważyć trzeba, że zdecydowaną większość tego czasu wypełniała nie konfrontacja i wojny ale stan, gdzie Rosja funkcjonowała w ramach wspólnego systemu politycznego, często go współtworząc, a nawet będąc jego gwarantem i protektorem niektórych państw, szczególnie tych mniejszych, jak Saksonia, Meklemburgia, Prusy, czy Dania.

Większość Polaków, gdyby spytać ich o taką rolę Rosji w kształtowaniu systemu europejskiego, najpierw by się mocno zdziwiła i zaprotestowała całym swoim jestestwem, a tylko niektórzy z nich, po dłuższym namyśle, przyznaliby, że dotyczyć to mogło okresu funkcjonowania systemu Świętego Przymierza, który to czas ma bardzo zły PR w Polsce, co jest związane z okresem nieszczęsnych, klęskowych powstań narodowych.

Tymczasem wcale nie chodzi tu tylko o Święte Przymierze, które funkcjonowało od pokonania Napoleona w roku 1815, aż do wybuchu Wojny Krymskiej w roku 1853. Faktycznie ten okres, kiedy Rosja stanowiła cześć europejskiego sytemu równowagi sił, zaczął się o wiele wcześniej, już na początku XVIII stulecia, właśnie od Wielkiej Wojny Północnej prowadzonej przez Piotra Wielkiego przeciw Szwecji, kiedy to wojska rosyjskie pojawiły się w Meklemburgii i Danii, zaś Piotr Wielki, poprzez układy z wieloma władcami państw Rzeszy, zapewnił sobie wpływ na ich politykę.

Potem ta obecność Rosji w rozstrzyganiu spraw europejskich stawała się coraz bardziej ważna i już w roku 1735 wojska rosyjskie znalazły się nad Renem, w ramach sojuszu z Austrią. Później, już praktycznie przez cały czas, Rosja była coraz ważniejszym elementem różnych europejskich konfiguracji politycznych aż doszło do tego, że w roku 1779, za panowania Katarzyny II, stała się gwarantem ustroju Rzeszy Niemieckiej, co było oficjalnie potwierdzone traktatowo.

Oznaczało to, że pozycja Rosji wobec państw niemieckich była bardzo podobna jak wobec Rzeczpospolitej, gdzie także Katarzyna gwarantowała podstawy ustrojowe. Różnica zaś była taka, że podczas gdy państwa niemieckie, w tym Prusy i Austria, zaakceptowały taką pozycję Rosji wobec Rzeszy, to Polacy już wtedy w swojej głupocie niestety to odrzucali, czego ostatecznym efektem była likwidacja polskiej państwowości w końcu XVIII wieku. Warto podkreślić, że dążyły do tego głównie Prusy. Rosję zadowalało podporządkowanie sobie Rzeczpospolitej.

Po wojnach napoleońskich, wobec kluczowej roli Rosji w pokonaniu Napoleona, rola tego państwa jeszcze bardziej wzrosła i stała się ona wręcz dominującym elementem całego ładu europejskiego realizowanego w ramach Świętego Przymierza, a ważnym także i później, aż do rewolucji w Rosji w roku 1917.

W czasie tych ostatnich trzystu lat bywały też okresy kiedy próbowano wyeliminować bądź ograniczyć rolę Rosji w europejskiej polityce. Takie wysiłki podejmował król szwedzki Karol XII, Napoleon i Hitler, ale za każdym razem kończyło się to ich katastrofalną przegraną i tylko jeszcze większym wzmocnieniem wpływów politycznych, Rosji jak też kolejnym przesuwaniem jej granic na zachód.

Relatywnie lepszy rezultat, ale także tylko w ograniczonym czasie, dawały działania państw anglosaskich, takie jak wojna krymska, czy też zimna wojna, która, jak wielu się wydawało, miała doprowadzić do zupełnej anihilacji znaczenia Rosji w Europie.

To co możemy zaobserwować ostatnio wskazuje jednak, że rachuby na wypchnięcie Rosji do Azji się nie spełniły i coraz bardziej wygląda na to, że może nastąpić powrót do takiego stanu jaki miał miejsce przez większość okresu ostatnich 300 lat, gdzie Rosja stanowiła istotny element europejskiego systemu politycznego, często była jego gwarantem, a nawet protektorem niektórych państw.

Dla wielu, szczególnie w Polsce, taki stan rzeczy wydaje się czymś niemożliwym, bo przecież, w naszym ciasnym i wąskim niestety rozumieniu realiów , Rosja jest tylko zagrożeniem, przed którym Polska uratowała Europę w roku 1920. Jednak, gdy się rozejrzymy szerzej po świecie, to nie znajdziemy zbyt wiele osób kształtujących światową opinię, które by podzielały polską narrację na ten temat.

Przy tej okazji przytaczamy jedną, żelazną pozycję w postaci książki, mało jednak znanego, lorda D’Abernona o Bitwie Warszawskiej, którą zaliczył on do osiemnastej najbardziej decydującej bitwy w dziejach świata. W wydawanych później różnych tego rodzaju zestawieniach Bitwa Warszawska jednak już najczęściej nie występuje.

Tymczasem państw akceptujących relacje z Rosją, także i dziś, nie brakuje. Można do nich zaliczyć Węgry, Słowację, a także Austrię. W Niemczech zaś praktycznie nie ma partii antyrosyjskich, a wśród pięciu partii z największym obecnie poparciem, aż dwie (AfD i BSW) to partie otwarcie prorosyjskie i ostro występujące przeciwko dalszej pomocy dla Ukrainy. Obecny zaś rząd niemiecki chce pociągnięcia do odpowiedzialności sprawców zniszczenia rurociągów Nord Stream, wskazując na działania Ukrainy, a nawet Polski. Moim zdaniem za ten niesłychany akt bandytyzmu i terroryzmu międzynarodowego odpowiadają chazarsko - jankeskie bandziory, którzy powinni zostać osądzeni przez trybunał międzynarodowy i w najlepszym razie otrzymać wyroki długoletniego o rygorze najostrzejszym z możliwych!
Trzeba też brać pod uwagę fakt, że Rosja gra bardzo istotną rolę nie tylko w regionalnym ale także i globalnym układzie sił, szczególnie tam gdzie występują Chiny. Z tego względu stanowisko Rosji jest bardzo ważne dla USA, które podjęły z Chinami grę o obronę swojej globalnej dominacji. Interesy Ukrainy, w tym jej kształt terytorialny, mogą mieć, wobec takiej stawki, mniejsze znaczenie i nie być priorytetem dla USA.

Polska powinna wszystko to uwzględniać w swoich kalkulacjach i działaniach, dbać o własny interes i nie występować przed szereg w inicjowaniu i, w żadnym razie, podejmowaniu jednostronnych, niebezpiecznych posunięć. Trzeba obserwować sytuację i adaptować się do zmian, a nie straceńczo przeć do wojny z Rosją, jak robił to PIS i przez to przegrał wybory, a obecnie minister Radosław Sikorski.
(W oparciu o artykuł Stanisława Lewickiego w „Myśli Konserwatywnej”)

Jacek Łukasik

3 października 2024

5
Ocena: 5 (1 głos)
Twoja ocena: Brak