Temat z... zapaszkiem, choć nie tylko
Wiem - tym, co tutaj chcę napisać, narażę się co najmniej połowie Piotrkowian, a nawet pozostałych rodaków, aliści nie dziwię się, wszak temat jest zarówno kontrowersyjny jak i drażliwy.
Chodzi o... psie kupki, niestety. Temat wciąż wraca i wciąż jest aktualny. Coraz to jakiś prezydent, starosta lub samorząd próbuje się z nim skutecznie uporać i niestety; psie lobby jest niezmiennie silne i nie do pokonania. Napisano już kilometry artykułów o kulturze bycia, o odpowiedzialności obywatelskiej, o zwykłej przyzwoitości wreszcie. Pojawiały się coraz to nowe i coraz oryginalniejsze inicjatywy w tej materii, i co? Ano, nic; do psiarzy i kociarzy nic nie dociera. Pieski robią to, co chcą (i muszą) i tam, gdzie chcą. Koty się mnożą w piwnicach naszych bloków, bo jak nie koty, to podobno myszy... Ale tak naprawdę to przy okazji rodzi się smutna refleksja: czy rzeczywiście, jesteśmy tak ograniczeni, czy może niechlujni? A może po prostu: i jedno, i drugie?
Narzekamy na nadmiar psów i kotów, ale to przecież my sami doprowadziliśmy do tego stanu. Jak każdy z nas, miałem (i wciąż mam, niestety) do czynienia z właścicielami psów i kotów, którzy w miłości do czworonogów przebierają wszelką miarę - tak bardzo, że aż są śmieszni. Oto pani w średnim wieku, ubrana w najlepsze, co tam miała w szafie i umalowana, że aż miło, kroczy po alejce ze swoim ulubieńcem na smyczy, oczywiście, ubranym w jakiś serdaczek, zaciąga się kolejnym papierosem (podobnie, jak spacer z pieskiem – dla zdrowia) i nagle maleństwo wciąga ją na trawnik i...robi swoje. A pani? Odwraca głowę i udaje, że ogląda przejeżdżające samochody. Na moje pytanie, czy to w porządku, odpowiada: ”pan ma jakiś problem?” Oto pani pracująca całe życie w „kulturze”, wszystkie swoje dochody przeznacza na zakup i utrzymanie kolejnego pupila (zwykle bydlaka ok. 60 kg żywej wagi, czyli ok. 20 kg więcej, niż jego pani) i traktuje go jak życiowego partnera; mówi do niego, uczy manier, pieści, ruga i co tam jeszcze, a na dokładkę pozwala mu spać w swojej pościeli. A poza tym pozwala mu okraszać obficie nasze (i moje ) osiedlowe trawniki. Kultura, to potęga! Oto moja była koleżanka z pracy (niezamężna), właścicielka psa i kota . Kiedy, jako młody ojciec, chciałem coś koleżankom i kolegom opowiedzieć o moim dziecku, to po moich pierwszych słowach przerywała mi, mówiąc: „Słuchajcie, a moja psiunia...” lub: „Wyobraźcie sobie, moja kicia...” Odchodziłem zniesmaczony.
Można by takich przykładów mnożyć setki; o ogolonych osiłkach, kroczących ze wzrokiem zwycięzcy i supermena ze swym bulterierem, o pani z naszego osiedla, która swój samochód, a właściwie jego szyby oklejała zdjęciami swego dalmatyńczyka i pod kolor jego (dalmatyńczyka, oczywiście) sierści się ubierała, o moich znajomych, którzy co miesiąc jadą ze swym pupilkiem do Łodzi do psiego fryzjera i wiele, wiele innych... tylko, po co? Faktem jest, że właściciele psów i kotów, a przynajmniej spora ich część, na ich tle wariują. Kiedy ktoś pyta mnie, dlaczego nie mam psa albo kota, zwykle odpowiadam: „żyję już na świecie wiele dziesiątków lat i jakoś nigdy nie mogłem sobie wyobrazić, do czego miałby mi być potrzebny pies albo kot”. I rzeczywiście: bo gdybym , na przykład, był właścicielem jakiegoś gospodarstwa, to pies byłby mi potrzebny do pilnowania obejścia a kot do straszenia myszy, które każdej jesieni nachodzą ludzkie siedziby, zwłaszcza na wsi. A tak , do czego? Do głaskania? Nie mam takich potrzeb. Nigdy bym nie zniósł tego, że np. moje dziecko jest lizane prze psa lub kota. Nie zniósłbym także zapaszku psa lub kota w mieszkaniu (podobnie, jak wiele zwierząt nie znosi ludzkiego zapachu), fruwającej po mieszkaniu sierści i tym podobnych rozkoszy, nie mówiąc już o tym, za jakie grzechy miałbym zrywać się co rano (bez względu na pogodę) po to tylko, by wyprowadzać psa? A pies nie odpuści... i słusznie. Znałem pewnego młodego rencistę, którego jedynym zadaniem życiowym było wyprowadzanie psa – żył tylko po to, nic więcej nie robił, zmarł ok. 50-siątki.
Dlaczego dla tak wielu ludzi największą dumą i ambicją jest posiadanie czworonoga? Otóż moje obserwacje potwierdzają to, o czym już dawno pisano: większość posiadaczy psów i kotów, to ludzie, którzy mają poważne kłopoty z ułożeniem sobie właściwych relacji z innymi ludźmi, co więcej – często odnoszą się do ludzi niechętnie a nawet wrogo. Ze zwierzęciem tego problemu nie mają. Mogą mu powiedzieć wszystko i stworzenie się nie obrazi, nie odpowie, zwierzę je im z ręki, wykonuje wszelkie polecenia, łasi się, jest wdzięczne za każdy ochłap. Z ludźmi nie zawsze tak słodko bywa. Są, oczywiście także inne powody, dla których ludzie pragną mieć psa: dla niektórych to swoista nobilitacja, bo też cóż to za zaszczyt prowadzić jakiegoś rasowego bernardyna albo spaniela – a niech ludziska sczezną z zazdrości... Wielu posiadaczy psów i kotów to ludzie, którzy nie posiadają innych pasji i zainteresowań i jego ulubieniec jest głównym a często nawet jedynym tematem rozmów z innymi. Przecież tylko mój piesek jest tak mądry i piękny, nieprawdaż? Dochodzi do takich absurdów, że od czasu do czasu świat obiega wiadomość (najważniejsza tego dnia), że prezydent jakiegoś państwa (naszego też, niestety) właśnie sprawił sobie psa. Czysta heca... A problem pogryzionych a nawet zagryzionych dzieci? Chciało by się krzyczeć: „ludzie, opamiętajcie się!”
Czy ludziom potrzebne są psy i koty? Oczywiście, tak. Ale nie wszystkim. Jasne, każdy ma prawo żyć tak, jak chce i posiadać to, co lubi. Pod jednym wszakże warunkiem, że nie robi tego kosztem innych i że jego zachcianki nie utrudniają życia tym, którzy jego poglądów na posiadanie czworonogów nie podzielają. Dlatego proszę: zróbcie z tym coś, zwłaszcza z tymi kupkami, by już nigdy w Piotrkowie nie zdarzyło się to, co przed dwoma laty. Nie pamiętacie? Otóż nasz gość, który przybył z Wielkiej Brytanii, aby podpisać z Prezydentem Piotrkowa umowę o współpracy miast partnerskich, zwiedzając Starówkę rozdeptał na chodniku psią kupę. Długo był w szoku...
A tak na marginesie: mógłbyś, Drogi Czytelniku, po lekturze tego felietonu odnieść wrażenie, że jego autor jest wrogiem psów, kotów i zwierząt w ogóle. Otóż nic bardziej mylnego – uważam, że świat fauny jest bogaty i niezwykle piękny. Zwierzęta zasługują na szacunek i ochronę, są w większości gatunkami starszymi, niż ludzie. Ale na pewno nie chciałbyś być tak traktowany, jak ludzie traktują zwierzęta, także te, które rzekomo kochają, zwłaszcza psy i koty. Mój pogląd na temat takiej oryginalnej własności, jak pies czy kot jest następujący: winna być ona obłożona bardzo wysokim podatkiem i to tak wysokim, że decyzja o kupieniu czworonoga byłaby jedną z decyzji życiowych. Wtedy nie było by bezpańskich psów, włóczących się kotów, traktowane byłyby one z należnym szacunkiem, schroniska nie były by tak liczne i przepełnione. Przesada? Wystarczy dłuższa chwila refleksji i na pewno pojawią się wnioski... spróbujmy...
Trybun
11 czerwca 2009
- Zaloguj się lub Zarejestruj by móc dodać komentarz
To bez wątpienia
narodowy świr. Niestety głęboko zakorzeniony i uformowany. Przydałaby się jeszcze analiza chłoporobotników. To oni zaciągnęli do miasta psy i koty... owszem byli tacy co świnie ciągali ale nie udało się. Zauważyłem, że np. złodzieje, którzy pobudowali domy, pokupowali bryki i okazało się, że nie są jeszcze najważniejsi kupują ekstra rasy... To jest swego rodzaju zboczenie. W klatkach schodowych blokowisk smród - nie do zniesienia dla odwiedzającego - tubylcy przywykli, latem okna nie otworzysz bo cuchnie... No - jest to przede wszystkim zaciąg ze wschodu - to przebywanie w smrodzie, brudzie i tanich perfumach.
Owszem nie można zapominać o związkach człowieka ze zwierzętami o ich wychowawczym, leczniczym, edukacyjnym aspekcie ale... przegięliśmy.
witold k