Prokuratorzy Głównego Zarządu Informacji Wojska Polskiego wydali w 1951 roku akt oskarżenia przeciw oficerom podejrzanym o rzekomy spisek w wojsku, stawiając im między innymi takie zarzuty: "zorganizowanie sieci konspiracyjnej w instytucjach centralnych wojska, dowództwach okręgów wojskowych i większych jednostkach; nasycanie wojska oficerami sanacyjnymi i obsadzanie nimi kluczowych stanowisk w armii; odizolowanie Wojska Polskiego od Armii Radzieckiej; wpływanie przez kadrę oficerów sanacyjnych na oblicze polityczne wojska; zbieranie informacji dla wywiadów państw imperialistycznych".
9 gramów ołowiu i "napisane wyroki"
Jeszcze w czasie śledztwa płk Skulbaszewski miał powiedzieć do płk. Utnika: "Jeżeli na procesie wyciągniecie sprawę FON-u lub 'Drawy', to grozi wam 9 gramów ołowiu". Zapewne po to, by w akcie oskarżenia sformułować już własną wersję tego, do czego miał służyć majątek FON i "Drawy" i dlaczego został przekazany do kraju: "Fundusz 'Drawa' stanowił część sumy otrzymanej przez Mikołajczyka i Tatara od Amerykanów w 1944 roku na prowadzenie dywersyjnej działalności w kraju. Część tych pieniędzy zużyto na sfinansowanie akcji wyborczej Mikołajczyka i popierającego go podziemia, część przekazano Bokszczaninowi i Kamińskiemu na finansowanie dalszej dywersyjnej działalności 'Helu'. Pozostałą sumę około 3 milionów dolarów zatrzymał Tatar i inni celem przekazania rządowi polskiemu, by pod tym zamaskować faktyczny cel swego przyjazdu do Polski oraz stworzyć szersze możliwości dla działalności konspiracyjnej wojskowej i cywilnej. Dla tych celów został także zużytkowany Fundusz Obrony Narodowej".
O charakterze, tle i sposobie prowadzenia tego procesu, a także o odgórnym wydawaniu wyroków świadczy późniejsza notatka z 1957 roku majora Zbigniewa Domino, prokuratora Naczelnej Prokuratury Wojskowej, w której znalazł się fragment wyjaśnień płk. rezerwy Oskara Karlinera, wcześniej szefa Zarządu Sądownictwa Wojskowego: "W głównej sprawie Tatara wyrok był już napisany i wtedy była dyrektywa, aby z art. 86 KKWP dać dożywotnie więzienie. Dwukrotnie z mego gabinetu dzwoniono do tow. Bieruta. Dzwonił Fejgin, który tę dyrektywę przyjmował i tłumaczył, że to jest wbrew prawu, bo z art. 86 dożywotniego więzienia nie można było wymierzyć - jednak tę dyrektywę utrzymano". Paragraf ten przewidywał m.in. karę śmierci, można by rzec, że Bierut chciał łagodzić surowość panującego prawa.
Pokazowy proces, który miał stać się również propagandowym triumfem komunistycznej praworządności, rozpoczął się w sierpniu 1951 roku. W piśmie KC PZPR do komitetów partyjnych, które było oficjalną wykładnią polityczną wydarzeń, ogłaszano: "Proces posiada wielkie znaczenie polityczne i wychowawcze, zaostrza czujność wobec wroga klasowego i jego metod działania". W czasie procesu, który kontrolowali szefowie UB gen. Grynszpan-Romkowski i płk Goldberg-Różański, wywierano nieustannie naciski na sędziów nie tylko w celu wydania "napisanych" już wyroków, ale i dla negatywnego z góry traktowania oskarżonych. Sędzia ppłk Waląg po latach, w 1957 roku, tak opisał tę sytuację: "W toku rozprawy spotkałem się z próbami nacisku i mieszania się do czynności sądu ze strony Romkowskiego. Przed przesłuchaniem oskarżonego Kirchmayera gen. Romkowski żądał, bym nie pozwolił Kirchmayerowi siedzieć w czasie składania przez niego wyjaśnień. Gdy zobaczyłem, że oskarżony Kirchmayer jest kaleką, do żądania tego się nie zastosowałem".
Wszyscy oskarżeni, oprócz generała Mossora, przyznali się do zarzucanych im czynów, więcej, dokonywali samokrytyki, a także obciążali innych oficerów, wskazując, nie wprost, na zwierzchnictwo Spychalskiego w tej sprawie. Wszystko odbyło się według założonego scenariusza i ustaleń śledczych zespołu płk. Skulbaszewskiego. Tym bardziej przykra jest nawet dzisiaj lektura wypowiedzi procesowych podsądnych, które stały się świadectwem hańby sądowej i manipulacji w majestacie rzekomego prawa, przy zachowaniu pozorów rzetelnego procesu przed niezawisłym sądem. Mimo że oskarżeni przyznali się do winy, wyroki nie były łagodniejsze, choć nie było wyroków śmierci. Co ciekawe, wiele wyroków śmierci padło w późniejszych, tzw. odpryskowych procesach, w których sądzono niższych oficerów. Generałów Tatara, Kirchmayera, Mossora i Hermana skazano na kary dożywocia, pułkowników Utnika, Nowickiego i Jureckiego na kary 15 lat więzienia, mjr. Romana i komandora ppor. Wacka na 12 lat więzienia.
Spisek totalny
Sprawa szpiegowsko-dywersyjnego spisku bynajmniej się nie skończyła na procesie generałów, wkrótce nastąpiły dalsze śledztwa i procesy kolejnych oficerów, które objęły od 200 do 300 osób. 100 z nich aresztowano i poddano brutalnym śledztwom, 86 postawiono przed sądami wojskowymi i Sądem Marynarki Wojennej. "Wszystkich oskarżono i skazano - pisze Jerzy Poksiński - za rzekomo udowodnioną działalność konspiracyjną i szpiegostwo na rzecz jednego z mocarstw zachodnich. Podczas 53 niejawnych, reżyserowanych przez Informację WP, procesów orzeczono 40 kar śmierci, 8 kar dożywotniego więzienia, 37 kar długoletniego więzienia (od 8 do 15 lat). W 1954 roku jednego z sądzonych oficerów uniewinniono. 20 orzeczonych kar śmierci wykonano, 2 oficerów zmarło w więzieniu podczas odbywania kary długoletniego więzienia, wielu na skutek nieludzkiego reżimu więziennego i śledczego bezpowrotnie straciło zdrowie".
W procesach tych skazano także płk. Maksymiliana Chojeckiego, tego samego, który w ataszacie wojskowym w Londynie organizował przerzut FON-u do Warszawy i był zapewne autorem kamuflażu o przewozie złota z trumną gen. Żeligowskiego. Sąd, w którego składzie orzekał ppor. Stefan Michnik, wydał na Chojeckiego wyrok śmierci, który po długich perturbacjach zmieniono na dożywotnie więzienie. W 1952 roku nastąpiły śledztwa w bliższym już kręgu, wśród starych komunistów i tzw. Dąbrowszczaków, czyli weteranów wojny hiszpańskiej, oficerów II Oddziału Sztabu Generalnego WP i jego szefa gen. Komara czy marszałka Roli-Żymierskiego. Śledztwa docierały na szczyty władzy, by złożyć odpowiedzialność na Spychalskiego i Gomułkę, ale mogły objąć właściwie wszystkich, nie wyłączając osobistości najwyższych. Świadczy o tym ujawniona w 1957 roku notatka Naczelnej Prokuratury Wojskowej z przesłuchania kmdr. ppor. Wacka przez płk. Skulbaszewskiego. Przesłuchiwany stwierdzał w niej: "Sugerował on mi [Skulbaszewski], że wiadomym mi jest, iż Bolesław Bierut współpracował z Borem-Komorowskim oraz przedstawicielami rządu londyńskiego i żądał wprost, bym tę jego sugestię potwierdził. Stwierdził on przy tym, że w razie potwierdzenia tych sugestii wyjdę na wolność i przywrócone zostaną mi wszelkie prawa. Po odmowie groził zniszczeniem całej rodziny".
Machina terroru komunistycznego zaprowadzanego już w majestacie prawa i według procederów sądowych nie mogła się już zatrzymać, rozpędzona sama wciągała w swe tryby wciąż nowych winnych i podejrzanych, sama tworzyła sieć powiązań, siatkę spisków i zamachów. Usiłowali ją zatrzymać sami komuniści, obawiając się, że również w nią wpadną, że ich także zniszczy. Dużo później przyznał to sekretarz KC Edward Ochab: "Kiedy zacząłem wnikać w szczegóły, doszedłem do wniosku, że nie jesteśmy w stanie dojść prawdy, dopóki będzie Wozniesieński lub Skulbaszewski. Nie jesteśmy w stanie rozwikłać sprawy, zwłaszcza przeciwko Komarowi, Flato, Lederowi, jeżeli będzie nieustannie kontynuowane i deformowane śledztwo przez tych ludzi z aparatu Berii. Postawiłem wniosek o odwołanie Wozniesieńskiego i Skulbaszewskiego. Doszło do ciężkiej awantury z Bierutem i Rokossowskim, bo chodziło nie tylko o odwołanie wspomnianych oficerów ze Związku Radzieckiego, ale trzeba było też usunąć wielu oficerów śledczych z aparatu bezpieczeństwa, którzy brali taki czy inny udział w stosowaniu niedozwolonych metod".
Alchemia komuny
Dalsza historia złota FON-u jest charakterystyczna dla komunistycznego systemu PRL, jego pozorowanej praworządności i legalności, a w istocie politycznej biurokracji zarządzanej z najwyższych szczebli, w rezultacie zaś ogólnego marnotrawstwa, rozkładu, anomii, zaniku podstawowych norm społecznych i moralnych, a także prostych zasad prawnych i gospodarczych. Sprawę złota FON, które spoczywało gdzieś w skarbcu NBP, utajniono jako niewygodną politycznie, żeby nie wyjaśniać publicznie pochodzenia narodowego majątku. W końcu lat 40. uchwalono w dyspozycyjnym już Sejmie ustawę o likwidacji Funduszu Obrony Narodowej, nie znając nawet stanu tego majątku. Spowodowało to, że z czasem złoto FON-u "rozpłynęło się" w majestacie PRL-owskiego prawa. Stopniowo, trudno nawet dociec, kiedy i w jaki sposób, bo dokumenty się nie zachowały, rozdysponowano jego zawartość: część przetopiono na złote sztabki, co było już ewidentną stratą, część sprzedano w sklepach "Desy" i "Jubilera". Jak wynikało ze śledztwa, które przeprowadzono dopiero po 1989 roku, złoto FON-u było w latach 60. i 70. w dyspozycji Urzędu Rady Ministrów, gdy premierem był Cyrankiewicz. Wtedy też, jak podają pojedynczy świadkowie, zdarzały się "wycieki" poszczególnych przedmiotów, na co jednak nie ma dowodów, bo dokumenty zostały zniszczone w latach 70. i 80. Wiadomo tylko, że trzy, dosłownie trzy bardziej wartościowe przedmioty trafiły do Muzeum Narodowego. Po szczegółowym i pracochłonnym śledztwie nie zdołano postawić konkretnych zarzutów z braku dowodów i dokumentów, stwierdzono tylko ogólną niegospodarność państwową, brak dokumentów i rachunków (stwierdzono np. brak pokwitowań na 26 kg złotych monet, które znajdowały się w depozycie NBP). Jeden z prokuratorów podsumował w 1990 roku to śledztwo słowami: "Zebrane dowody pozwoliły na stwierdzenie uchybień formalnych, nie mogą one jednak mieć znaczenia dla końcowej prawnokarnej oceny. Sprawę należało umorzyć z braku dowodów przestępstwa kradzieży, niedopełnienia obowiązków czy też przekroczenia uprawnień. Złoto zlikwidowano w majestacie prawa. Rzec można, winien był system".
Zacieranie śladów, niszczenie dowodów i dokumentów, usuwanie odpowiedzialności personalnej, a wprowadzanie zamiast tego swoistej kolegialności w sprawstwie, podejmowaniu decyzji, w przekraczaniu także stanowionego przez siebie prawa i przepisów, stało się sposobem działania władz i systemu PRL, który rozciągał się na całe społeczeństwo. Sprzeniewierzenie narodowego majątku FON (ale nie tylko, prócz większych jeszcze funduszy "Drawy" był także "srebrny FON") może być symboliczne dla powojennych polskich dziejów. Gdyby gen. Tatar i jego koledzy nie zdecydowali się na samowolne, jak można sądzić, przekazanie go do kraju pod komunistycznym już zarządem, uniknięto by wielu nieszczęść, nie mówiąc już o tym, że lepiej by służył przedsięwzięciom emigracji. Nie można oczywiście przesądzać, że inaczej potoczyłaby się historia PRL, ale można z pewnością powiedzieć: ułatwiło to władzom komunistycznym, w tym sowieckim, wewnętrzne destrukcyjne rozgrywki i przyczyniło się do rozpętania swego rodzaju terroryzmu państwowego.
Pismo Sekretariatu Biura Organizacyjnego KC PZPR do komitetów partyjnych z 6 sierpnia 1951 roku:
1. Partia i władza ludowa potrafiły rozgromić dywersyjno-szpiegowskie ośrodki wroga, które działały na rzecz anglo-amerykańskich imperialistów. Jest to dowód siły naszego ustroju, siły i czujności partii i organów władzy państwowej.
2. Prawicowo-nacjonalistyczne odchylenie pomagało i stwarzało grunt do działań wojskowej grupy dywersyjno-szpiegowskiej (jak również innych grup agenturalno-dywersyjnych, w tej liczbie WRN). Kierownicza grupa odchylenia prawicowo-nacjonalistycznego była w tym procesie związana poprzez Spychalskiego bezpośrednio z wojskową grupą spiskową i szpiegowską.
3. Tylko dzięki rozgromieniu prawicowo-nacjonalistycznego odchylenia Gomułki dokonany został zasadniczy zwrot w życiu partii, który umożliwił oczyszczenie partii, aparatu państwowego, jak również zdemaskowanie i zlikwidowanie grupy dywersyjno-szpiegowskiej w wojsku.
4. W obecnej sytuacji międzynarodowej i w procesie toczącej się walki klasowej w kraju - wróg chwyta się najbardziej perfidnych metod. Ośrodki politycznej reakcji polskiej zrosły się całkowicie z imperializmem anglo-amerykańskim i jego wywiadem. Główna linia ośrodków reakcji, szczególnie w obecnym okresie polega na przenikaniu do partii, do aparatu państwowego, aparatu administracyjnego i gospodarczego w celach dywersyjno-szpiegowskich i sabotażowych.
Wnioski z procesu nakazują wzmóc czujność organizacji partyjnych i organów władzy oraz przypominają o konieczności nieustannej walki o czystość ideologiczną w partii, o czystość szeregów partyjnych oraz o jeszcze mocniejszym powiązaniu z bezpartyjnymi.
Cytaty za: Jerzy Poksiński, Represje wobec oficerów Wojska Polskiego 1949-1956,
w: TUN, Warszawa 2007.
Dr Marek Klecel: http://www.naszdziennik.pl/
- Zaloguj się lub Zarejestruj by móc dodać komentarz