Czy Piotr Arkadiewicz Stołypin, premier Rosji w początkach XX w, mógł ocalić Rosję? Odpowiadając najkrócej – niestety nie, bowiem reprezentował interesy klasowe tych sił, które ostatecznie doprowadziły do upadku dawnego porządku niczego w zamian nie oferując poza rozpadem Imperium, któremu ten rosyjski mąż stanu tak silnie starał się zapobiec.
W istocie też rosyjski premier mimowolnie wzmacniał obiektywne czynniki rewolucyjne, które ostatecznie dawną Rosję pogrzebały, co ciekawe zachowując z niej wystarczająco dużo, by przetrwał sam rdzeń Ruskiego Świata.
A jednak legenda Piotra Stołypina stanowi ważny element współczesnej rosyjskiej polityki historycznej. Świadczyło o tym głośne zeszłoroczne przemówienie prezydenta Władimira Putina. Jego leitmotivem była właśnie stołypinowska fraza o „prawie Rosji do bycia silną!”. Silną w obronie wartości, takich jak suwerenność i interesy narodowe.
Ci, którzy nie stracili jeszcze dostęp do rosyjskiej telewizji będą mogli niedługo sprawdzić jak zwrot w stronę Białej tradycji jest realizowany w wersji popularnej, serialowej. Sądząc ze zwiastunów, oprócz odwołań do „potrzeby obrony Wielkiej Rosji” – w nowej produkcji Rossiji [1], nie zabraknie także ostrzeżenia przez zdradą wewnętrzną, nawet w kręgach bliskich władzy, co z kolei nasuwa skojarzenie z rewizjonistyczną wizją historii Turcji przedstawioną w słabo niestety znanym polskim widzom serialu Payitaht: Abdülhamid, emblematycznym dla przesłania propagandowego Recepa Erdoğana.
Obserwowanie kultury popularnej podsterowywanej przez państwową propagandę od zawsze jest niezłą metodą diagnozowania obowiązującej linii politycznej, nie tylko państw o silnym indywidualnym przywództwie.
Niezależnie jednak od obecnego zapotrzebowania na postać silnego przywódcy, którego celem jest przeprowadzenie Rosji przez kolejne trudne czasy, przy jednoczesnym wymuszeniu i utrzymaniu kursu modernizacyjnego – należy zauważyć, że zainteresowanie patronatem Stołypina w kręgach bliskich Kremlowi powraca w różnych okresach i wydaniach.
Poprzednia odsłona tego kultu miała wszak miejsce w latach 2011-2012, a więc jeszcze w okresie względnego odprężenia w stosunkach Rosja-Zachód. To wtedy prezydent Putin wystąpił z zupełnie niezobowiązującym apelem, by moskiewski pomnik Stołypina został ufundowany z dobrowolnych składek członków rządu i deputowanych do Dumy.
Rosyjski prezydent wybrał jednak w tamtym momencie zupełnie inny cytat z rosyjskiego premiera. „Dajcie państwu 20 lat spokoju, zewnętrznego i wewnętrznego, a nie poznacie współczesnej Rosji!” – akcentował Putin.
Jak już wiemy, tak jak wcześniej Stołypin, Władimir Putin nie dostał tych swoich dwóch dekad spokojnej modernizacji, bo też i nie były one w interesie ani jawnych wrogów, ani rzekomych przyjaciół Rosji.
W tym sensie poprzednie edycje kultu Stołypina faktycznie sprowadzały się do powtórki z historii, biorąc pod uwagę, że w realiach rosyjskich był on w istocie prekursorem generalnie prozachodniego konserwatywnego liberalizmu, czyli linii politycznej, do której co najmniej część kremlowskiego zaplecza była szczególnie przywiązana właściwie do ostatnich chwil przed kryzysem ukraińskim, a nawet i po jego eskalacji. Faktycznie więc było to niestety raczej powtarzanie błędów z przeszłości niż uczenie się na nich.
W rzeczywistości bowiem na początku XX wieku przemiany w Rosji dokonywały się nie tylko i nie przede wszystkim dzięki Stołypinowi i nie wszystkie skutki jego polityki okazały się jednoznacznie korzystne, tak gospodarczo, jak przede wszystkim społecznie i politycznie.
Gdy weźmiemy na przykład słynną reformę ziemską, zauważymy że jej istotą było zachęcenie chłopów do opuszczania tradycyjnych wspólnot wiejskich, obszczin. Było to więc działanie na rzecz wprowadzenia kapitalizmu do gospodarki rolnej w Rosji. Mechanizm ten działał dwutorowo – rzeczywiście pozwalał grupie najbogatszych chłopów na tworzenie gospodarstw indywidualnych, nastawionych na produkcję żywności w ramach kapitalistycznego obrotu. Równocześnie zaś też uwalniał biedotę wiejską, która zasilała szeregi robotników rolnych lub ruszała do miast, wchodząc w skład proletariatu miejskiego.
Skala zjawiska była jednak ograniczona, gdyż do 1909 roku z obszczin wyszło niewiele ponad 1,1 mln rodzin chłopskich, tj. ok. 9,4%, a ostatecznie do roku 1916 z obszczin wyodrębniono 2,5 mln gospodarstw chłopskich, 22% ogólnej liczby gospodarstw.
Stołypinowi udało się jednak za jednym zamachem zwiększyć zaplecze społeczne przyszłej rewolucji, rozbudzić głód ziemi indywidualnie posiadanej (którego to pragnienia nie mogła zaspokoić prowadzona niemrawo i głównie w ręce kułaków sprzedaż) oraz osłabić ludową wspólnotowość, stosunkowo dotąd odporną na agitację rewolucyjną.
Nieprzypadkowo więc jednym z surowych krytyków kształtu stołypinowskiej reformy rolnej był Siergiej Witte, sam zadeklarowany zwolennik naprawy stosunków ziemskich w Rosji. Z perspektywy obiekcje te wydają się tym bardziej uzasadnione, że równie (nie)dobrze skutkiem reform i zapadnizacji Rosji mogło być jej narastające uzależnienie od kapitału angielskiego i francuskiego, a co za tym idzie przyspieszona pauperyzacja kapitalistyczna, rozpad tradycyjnych więzi społecznych i w efekcie tak czy inaczej wzrost presji rewolucyjnej.
Problemem Rosji była i jest podobnie, jak w Polsce słabość jej elit, ich podatność na zachodnie nowinki, skłonność do ulegania obcym. Objawiło się to najsilniej w trakcie rewolucji lutowej i rozpadu państwa porównywalnego raczej z czasami Borysa Jelcyna niż ze Smutą.
Nielicznym tradycjonalistycznym entuzjastom białej legendy warto przy tym przypomnieć, że faktycznie caratu nikt nie bronił, nawet w szeregach Białych mało kto opowiadał się za powrotem do dawnego porządku. Z kolei przebieg alianckiej interwencji tylko potwierdzał, że dawni sojusznicy zmierzają do podzielenia się rosyjskim bogactwami, czyli realizują ten sam scenariusz, co w ramach swojego udziału w kapitalistycznych przemianach Rosji, tylko w przyśpieszonej, drastycznej formie.
Zbyt często także w Rosji zapomina się, że historycznym nieszczęściem była dla tego kraju przede wszystkim rewolucja lutowa. Po pierwsze doprowadziła do kontynuowania wojny, co dla Rosji było wyjątkowo destrukcyjne. Po drugie zdezorganizowała państwo i prowadziła wprost do jego rozpadu na republiki etniczne. Po trzecie zaś oba te procesy przyspieszały jedynie przejęcie kontroli nad Rosją przez jej gospodarczych konkurentów, chwilowo tylko nazywanych sojusznikami.
W tej sytuacji rewolucja październikowa jawi się raczej jako nietrafna, ale zrozumiała reakcja na realny upadek spowodowany lutowym przewrotem.
Czy faktycznie Rosja miała jakieś trzecie wyjście, poza zapadnickim (prozachodnim) reformizmem a bolszewicką destrukcją? Teoretycznie tak, gdyby u sterów Imperium stał człowiek zdolny do przeprowadzenia odgórnej przemiany państwa w imię zachowania społeczeństwa, w oparciu o więź tronu i ludu, ponad głowami elit, inteligencji i burżuazji.
Dla realizacji takiego scenariusza Aleksandrowi III zabrakło wyobraźni, Fiodorowi Dostojewskiemu wpływu politycznego, Wittemu determinacji, a może i pokonania własnego narcyzmu, Stołypin zaś swoją misję orientował właśnie na tę klasę, która ostatecznie doprowadziła do upadku dawnej Rosji, podczas gdy Mikołaj II…
No cóż. Nieprzypadkowo jakimś tylko echem niedoszłego sojuszu Imperatora z jego ludem stała się legenda Grigorija Rasputina (skądinąd nie tylko złośliwcy dopatrujący się fizycznego podobieństwa za spadkobiercę tej akurat tradycji uważają Aleksandra Dugina). Grigorij Rasputin w moich oczach był narzędziem w ręku sił przygotowujących rewolucję lutową.
Jest zatem rzeczą naturalną, że obecna władza państwowa Federacji Rosyjskiej odwołuje się do linii stołypinowskiej, bo ta najlepiej oddaje usposobienie współczesnych elit, nie zrażonych nawet faktem, że po dziesięciu próbach zamachu na Piotra Arkadiewicza – jedenasta okazała się wreszcie udaną, a wśród podejrzanych o kierowanie ręką strzelca byli przedstawiciele ówczesnego establishmentu. Czy więc odwoływanie się akurat do Stołypina nie jest w istocie bardziej ostrzeżeniem wewnętrznym niż zewnętrzną deklaracją siły?
Samemu Władimirowi Putinowi wydaje się brakować nie tyle instrumentów władzy, co raczej osobowości politycznej, by zaryzykować program odgórnie zainicjowanej, ale oddolnie realizowanej przemiany, w wymiarze społecznym, ekonomicznym, a w perspektywie także systemowym i geopolitycznym.
W tej sytuacji droga Stołypina wydaje się więc bezpiecznym odniesieniem, oczywiście przy zastrzeżeniu, że tym razem się uda.. Dla Rosji i jej prezydenta jest więc rodzajem ostrego eksperymentu z silnym komponentem déjà vu. I równie łatwo można na tej drodze skończyć i jak Piotr Arkadiewicz, i – co gorsza – jak Mikołaj II…
(W oparciu o artykuł Konrada Rękasa w „Myśli Polskiej”)
Jacek Łukasik
26 października 2024
- Zaloguj się lub Zarejestruj by móc dodać komentarz